Politycy, a crowdfunding, czyli jak zamknąć własne dziecko w szafie

share on:


Mimo istotnych postępów w przeprowadzeniu zmian prawnych regulujących finansowanie społecznościowe w USA, generalnie mechanizm ten spotyka się ze sporym oporem polityków. Choć jest atrakcyjnym źródłem populistycznych sloganów „wspierania małej przedsiębiorczości”, „ratowania krajowej gospodarki”, „uniezależniania od starego, chciwego systemu finansowego” itp., to poza amerykańskim senatorem Patrickiem McHenrym nie doczekał się swojego miejsca w głowach i programach polityków. A przecież politycy od dawna chętnie stosują zbliżony do crowdfundingu mechanizm do finansowania kampanii wyborczych

Powszechnie przyjętą praktyką w demokratycznych państwach jest finansowanie partii politycznych, a w szczególności ich kampanii wyborczych przez darowizny od osób prywatnych i firm. Jest to akceptowana forma wyrazu poparcia politycznego, a tak naprawdę lobbingu, bo przecież elekt chętnie się odwdzięczy popierającym go grupą interesu. Nie łudźmy się, że w innym wypadku ktokolwiek przekazałby politykom środki pieniężne. Jak pokazują dane o środkach na finansowanie kampanii prezydenckiej w USA w 2008 roku, kapitał nie został jednak dostarczony przez duże koncerny i grupy interesów, a w dużej mierze przez pojedynczych ludzi. Oznacza to z jednej strony, że moja hipoteza o tym, że nikt nie da politykom pieniędzy jest błędna, a z drugiej strony o tym, że w dużej mierze to społeczność finansowała polityków mikrowpłatami!

 

 

Skoro więc finansowanie społecznościowe jest tak dobrze znane politykom, to dlaczego tak trudno jest im umożliwić stosowanie go jako źródło kapitału dla ryzykownych przedsięwzięć biznesowych i inicjatyw społecznych?

W większości krajów rozwiniętych rozwinięte możliwości inwestycyjne dostępne są tylko dla akredytowanych inwestorów, czyli paru procent ludzi, którzy są na tyle bogaci, że zakłada się, że sami ocenią ryzyko i stać ich na ewentualną stratę. Jest to ewidentna asymetria, w której uprzywilejowani są politycy, którzy w dodatku mają pełną władzę do ograniczania do tego mechanizmu innym grupom społecznym, w tym w szczególności przedsiębiorcom. Bardzo dobrze sytuacja ta została skomentowana na dailycrowdsource:

Politicians use crowdfunding daily.  It is how they fund their campaigns.  They go out to thousands of supporters and say, “Hey give me as much money as you can afford (capped, of course).  Collectively it will add up to something substantive so that I can talk about my goals, build my team, market my message and get elected (or re-elected).”  Entrepreneurs do the same thing (take an idea, make a proof of concept, build a company, and hire employees to market and grow) but only with accredited investors (aka millionaires).  Here’s the ironic part.  It is legal for politicians to go to the masses but illegal for entrepreneurs to do the same thing.

Oczywiście, ochrona inwestorów jest bardzo istotna, tak jak i zapobieganie praniu pieniędzy, ale argumenty te są bezsensowne w kontekście możliwości wsparcia przedsiębiorczości, lepszej pracy krajowego kapitału, zatrzymania pomysłów i pieniędzy w obiegu narodowym i kreowania PKB oraz bogacenia się mieszkańców. Niech finansowanie społecznościowe w pierwszym kroku będzie dostępne dla każdego, tak jak dla polityków – to już byłby dobry start.

share on:
Karol Król

Karol Król

Od 2010 prowadzę crowdfunding.pl i angażuję się w zrównoważony rozwój sektora finansowania społecznościowego w Polsce i w Europie. Zapraszam do dyskusji!