Crowdfunding nie zrzuca skóry, on nawet jej nie zmienia

share on:

Pan Alek Tarkowski we wpisie „Crowdfunding zrzuca skórę” na swoim blogu zwrócił uwagę na zmiany, które zachodzą w crowdfundingu. A właściwie w sposobie jego wykorzystywania przez autorów projektów.

Dziś duża część crowdfundingu to tak naprawdę model subskrypcji na produkt w nowej odsłonie.

Finansowanie społecznościowe jest po prostu źródłem kapitału, które wykorzystuje nowy typ jego dawcy – Internautów. Przyjmuje różne formy i w szerokim rozumieniu crowdfundingu najczęściej jest to pożyczka. Jako finansowanie społecznościowe sensu stricto uznaje się gromadzenie kapitału na realizację jeszcze nie ukończonego projektu, akceptując także sprzedaż wizji, pomysłu. Natomiast nie ma to nic wspólnego z modelem subskrypcji, który nie dość, że dotyczy produktów gotowych prezentowanych w katalogu, to jeszcze przeważnie wiąże się z wielokrotnym procesem zakupowym powtarzanym w kolejnych okresach. Faktycznie, coraz częściej platformy finansowania społecznościowego są traktowane jako kanały dystrybucji i to nie zawsze w modelu przedsprzedaży. Pisaliśmy o tym, min. w kontekście producenta gier planszowych, który na kickstarterze „sprzedał” już 3 swoje produkty.

Ale w projektach, o których najwięcej słychać, które rozpalają masową wyobraźnię, współfinansujący stają się klientami.

Pełna zgoda, o ile uznamy, że potwierdzeniem rozbudzenia masowej wyobraźni jest finanlna suma zebranego kapitału. Największe sukcesy osiągają projekty gadżetów lub prowadzone przez znane osoby. Mówił o tym Seth Godin, którego cytowaliśmy i zdaje się mieć rację. Ale czy to oznacza, że złe są wielkie projekty znanych twórców – Amandy Palmer, Setha Godina, Whoppi Goldberg, czy też Penny Arcade?

Crowdfunding to odpowiedź na bolączki wolnej kultury – której zwolennicy chcą się dzielić twórczością, ale nie zawsze wiedzą jak finansować jej tworzenie.

Problemem twórców jest generalnie dość niska świadomość wiedzy biznesowej i finansowej, ale tego oczywiście nikt od nich nie wymaga, choć jest to powód nie realizowania i zbyt słabej promocji wielu arcyciekawych projektów. Natomiast nie jest wartością unikalną, „butikową” sfinansowanie projektu, który będzie publicznie dostępny i rozpowszechniany za darmo. Pomysł społecznościowego mecenatu kultury jest bardzo dobry, ale crowdfunding co do zasady przewiduje świadczenie zwrotne dla wspierających. Dlatego nie jest nim finansowanie działalności charytatywnej i tu dochodzimy do kolejnego fragmentu, z którym akurat się nie zgadzam.

Szczególnie z kulą u nogi w postaci dysfunkcyjnej ustawy o zbiórkach publicznych.

To stwierdzenie ma sens, ale niekoniecznie w kontekście crowdfundingu. Mimo takiego przekazu w mass mediach, finansowanie społecznościowe:

  1. to nie są zbiórki publiczne,
  2. nie podlega regulacjom ustawy o zbiórkach publicznych,
  3. jest w Polsce legalne i to w uczciwy sposób, w którym wspierający są chronieni.

Odwołując się do słów pana Tarkowskiego dodam też, że „butikowość”, ekskluzywność crowdfundingu musi być zapewniona przez odpowiednie projektowanie nagród. I w wielu projektach nie jest to proste, ba! czasem nawet nie jest możliwe. Zdaje się, patrząc po nickach, że autor jest jedną z osób, które wsparły projekt mojej książki (za co jestem wdzięczny!). Przyznam, że nie jest to projekt unikalny, ani ekskluzywny. Wręcz przeciwnie, potrzebuję wsparcia społeczności, żeby o crowdfundingu mogło się dowiedzieć jak najwięcej osób poprzez wydanie i promocję tej pozycji. To jest produkt i ma być w przyszłości masowy!

Przejście od CASH Music do 10 milionów zebranych przez producentów zegarka Pebble na Kickstarterze opisuje dość obrazowo przemianę crowdfundingu.

Opinia ta oparta jest na wielkości pozyskanego kapitału pojedynczych kampanii, a nie ilości projektów sfinansowanych przez społeczność. Co z tego, że na samym kickstarterze kilkanaście projektów pozykało powyżej miliona dolarów, skoro sukcesem zakończyło się ich 28 374? Dlaczego mówimy jednocześnie o otwartości projektów, a chcielibyśmy ich unikalności? Dlaczego nie uznać, że projekty takie jak Pebble są dla finansowania kultury i crowdfundingu niezbędne, bo przyciągają masowego konsumenta, który potencjalnie pozna i wesprze też inne, „małe” projekty?

Zachęcam do uczestnictwa w dyskusji na temat teraźniejszości i przyszłości finansowania społecznościowego. Mam też nadzieję, że niebawem jakiekolwiek obserwacje i wnioski będziemy mogli wysnuwać patrząc na nasze podwórko, a nie USA.

share on:
Karol Król

Karol Król

Od 2010 prowadzę crowdfunding.pl i angażuję się w zrównoważony rozwój sektora finansowania społecznościowego w Polsce i w Europie. Zapraszam do dyskusji!

Leave a Reply