Od dłuższego czasu w różnych komentarzach pojawiają się niezbyt przychylne opinie na temat rynku New Connect. Mimo dobrych chęci, wad jest sporo, ale część z nich mogłaby być wyeliminowana dzięki popularyzacji crowdfundingu udziałowego.
Tak zwany „mały parkiet” został w Polsce uruchomiony po sukcesie amerykańskiego indeksu i giełdy NASDAQ i miał być istotnym elementem rozwijającego się polskiego rynku kapitałowego. Umożliwia on relatywnie małym spółkom pozyskanie kapitału od inwestorów, uzyskanie statusu spółki publicznej, rzetelną rynkową wycenę wartości przedsiębiorstwa oraz zasadniczo możliwość pozyskania kolejnych transz finansowania w drodze emisji nowych akcji lub sprzedaży dodatkowej puli przez dotychczasowych właścicieli.
New Connect z założenia miał pozwalać spółkom w prostszy i tańszy sposób pozyskać kapitał, uwiarygodnić się, przedstawić swoje plany rozwojowe, jednocześnie nie obarczając ich zbyt dużymi kosztami wejścia i obowiązkami informacyjnymi. Preferowane spółki powinny działać w branży ICT, medycznej, biotechnologii i nowoczesnych technologii, choć nie jest to wymogiem. „Mała giełda” istnieje już ponad 5 lat i coraz częściej zbiera cięgi za brak płynności w handlu akcjami małych spółek i wprowadzanie przedsiębiorstw „martwych”.
Na łamach antyweb.pl, Marcin Przasnyski wyliczając wady NC pisze między innymi:
Nadal niektóre spółki są pchane na siłę. Dziesięć spółek pozyskało przed debiutem kapitał rzędu 300 tys., w kilku wypadkach nawet mniej. Te pieniądze nie wystarczą na nic.
Łączna wartość pozyskanego kapitału wyniosła 112 mln zł, ale połowa tej kwoty przypada na siedem największych debiutów – dużych spółek, które tą drogą idą sobie po cichu i po taniości na główny rynek.
Krytyka New Connect, choć częściowo zasłużona, wynika w dużej mierze ze zmian jakie zaszły na publicznych rynkach kapitałowych. Kiedyś często stosowaną praktyką było inwestowanie w tzw. spółki dywidendowe, których akcje trzymało się latami licząc na wolny wzrost wartości, ale też coroczny wpływ z dywidendy, czyli wypracowanego na koniec roku zysku. Obecnie większość inwestorów gra na „złoty strzał”, a najwięksi posługują się HFT, czyli programami, które składają zlecenia nawet co milisekundę, często nie bezpośrednio na akcjach, a na instrumentach pochodnych. Mali akcjonariusze są więc obecnie dyskryminowani i powinni podążać z trendem, na który grają duzi. Te same zasady i podejście do inwestowania przeniosło się na NC, z tym że nie ma tam zainteresowania dużego kapitału. Warto też dodać, że operator NC, czyli Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie jest spółką publiczną, notowaną na własnej giełdzie, której celem jest maksymalizacja wartości dla akcjonariuszy, a to wymaga min. jak największej liczby debiutów.
Skoro problem tkwi w tym, że spółki są zbyt słabo rozwinięte i zbyt szybko wchodzą na giełdę, żeby przekonać większych inwestorów, to crowdfunding udziałowy jest doskonały uzupełnieniem New Connectu. Dlaczego?
Pozwala przetestować pomysł biznesowy na grupie potencjalnych klientów, wypełnia lukę kapitałową dla spółek z ambicjami, ale bez alternatyw finansowych, a przede wszystkim bazuje na nowym typie dawcy kapitału. W przypadku tego mechanizmu, jak pokazują przykłady zagraniczne i wstępne obserwacje na beesfund.com, inwestorami są osoby, które w projekcie widzą wartość. Z tym, że oceniają ją nie przez pryzmat wskaźników analizy finansowej i prognoz wzrostu, a tzw. emocjonalnej stopy zwrotu. Zgodnie z wszelkimi statystykami większość przedsięwzięć w fazie start-up nie okaże się dużym sukcesem komercyjnym. Jednak wpłacając niewielkie pieniądze inwestorzy dywersyfikują ryzyko, a jednocześnie są dużo bliżej spółki, niż w przypadku spółek publicznych. Emocjonalna stopa zwrotu bazuje na efekcie niskich oczekiwań (ang. low expectations), w których żądza realizacji zysku częściowo zastępowana jest satysfakcją z uczestniczenia w ciekawym projekcie. Jeżeli dodatkowo projekt okaże się komercyjnym sukcesem, a wcale nie jest to wykluczone, bodziec satysfakcji jest dodatkowo zwielokrotniony korzyściami materialnymi.
[box]
r(V)=P(e) + EV
r-emocjonalna stopa zwrotu
V-wartość dobra inwestycyjnego
P(e)-prawdopodobieństwo realizacji zysku z inwestycji na określonym poziomie
EV-wartość emocjonalna dokonanej inwestycji[/box]
W tym kontekście można uznać, że inwestycje giełdowe są wyzute z emocji. Jest to jak najbardziej racjonalne, ale sprzeczne z podstawą crowdfundingu, czyli obserwacją, że większość ludzi wydaje pieniądze sercem, a nie rozumem. W przypadku equity crowdfunding można wyróżnić kilka typów inwestorów:
- 3F – założyciel, jego rodzina i znajomi,
- fan – osoba, którą interesuje przedsięwzięcie i chce być jego współtwórcą, ale nie oczekuje szybkich zysków, np. wspierający browar Brew Dog, którzy po prostu chcieli być współwłaścicielami browaru i dla których była to satysfakcja sama w sobie, a dodatkowo okazała się sukcesem komercyjnym,
- mini anioł biznesu – osoba, która chce uczestniczyć w transakcjach na rynku prywatnym, ale dysponuje niewielkim kapitałem,
- inwestor – dostrzegający możliwość osiągnięcia sukcesu biznesowego, min. dzięki dodatkowym korzyściom pozafinansowym związanym z mechanizmem crowdfundingu.
Dużo rzadziej można spotkać osobę, która wpłaca środki jedynie w celu szybkiej realizacji zysków, których wystąpienie w horyzoncie 1-2 lat jest zresztą mało prawdopodobne.
Spółka, która pozyskała w tak wczesnej fazie grono inwestorów, którzy uwierzyli w projekt może być bardzo atrakcyjna dla funduszy zalążkowych lub staje się naturalnym kandydatem do wejścia na NC, w każdym z tych przypadków dając szansę wczesnym inwestorom na wyjście. Crowdfunding udziałowy nie zaburza cyklu inwestycyjnego. Wręcz przeciwnie przesuwa możliwości pozyskania kapitału w kierunku jeszcze wcześniejszej fazy inwestycji!
[box type=”info”]
Wesprzyj projekt wydania książki o finansowaniu społecznościowym, kupując ją na beesfund. Więcej informacji na http://beesfund.com/projekty/pokaz/71,crowdfunding-na-papierze[/box]
„NewConnect” to nazwa własna i nie pisze się tego oddzielnie. To jedno słowo. Pozdrawiam 😉