Pewien pan postanowił kupić kickstartera. Ocenił, że potrzebuje 19 milionów dolarów, które podstanowił zebrać na… kickstarterze. W zamian zaoferował wsparcie innych projektów, projektując bezsensowne dość nagrody. Projekt jest już zawieszony, ale dziwne, że w ogóle się tam znalazł, bo w przeciwieństwie do indieGoGo, kickstarter moderuje wszystkie projekty i nie pozwala dodawać byle czego. Być może jest to działanie marketingowo-viralowe, ale jak tak to dość słabe.
Co więcej, spółki technologiczne, a zwłaszcza tak gorące i atrakcyjne jak kickstarter inwestorzy wyceniają mniej więcej po cenie 10 x EBITDA (w uproszczeniu przychody całkowite 0 koszty). W tym roku kickstarter zebrał 100 mln zielonych, z czego od powiedzmy 60 mln pobrał prowizję. Tak więc jego przychody to ok. 3 mln dolarów, koszty może pół miliona, więc wycena powinna wynieść co najmniej 25 mln dolarów, a potencjał wzrostowy, buzz, marka i możliwości monetyzacji kickstartera są tak ogromne, że wycena ta na pewno byłaby większa. Inwestorzy, którzy zapłacili 10 mln dolarów za udziały w portalu wiedzieli co robią i już wtedy spółka była wyceniana wyżej niż na 19 mln dolarów.
To tylko drobne dywagacje nt. projektu bez sensu. Swoją drogą, kickstarter w bardzo małym stopniu wykorzystuje swoje możliwości biznesowe, mimo, że nie tylko prowizja jest jego źródłem przychodu…