Powstanie reportaż o projekcie „Miła padnij” i prawdopodobnie zostanie wyemitowany na antenie programu trzeciego Polskiego Radia. To wzruszająca chwila i ważne wydarzenie.
Rynek crowdfundingu w Polsce rozwija się tak, jak można to było obserwować parę lat temu w USA. Pierwsze kamyki w tej lawinie to relatywnie małe projekty, przeważnie dość niszowe. Sukces na razie ma wymiar maksymalnie pięciocyfrowy, choć dużo większy potencjał. Te pozytywne przykłady są jednak szalenie ważne, bo budują fundament dla większych przedsięwzięć finansowanych przez Internautów.
Głośne sukcesy na kickstarterze wynikają ze zbudowanego już zaufania społecznego, które doprowadziło do uruchamiania projektów z coraz większymi celami finansowymi. Przykłady udanych zbiórek rozpalają wyobraźnię wielu osób, ale bez większej refleksji. Nie zmieniła się statystyka tego, że ponad połowa projektów kończy się niepowodzeniem, a najwięcej z nich zbiera poniżej $10 000. Barierę miliona dolarów przekroczyło 0,000232% rozpoczętych projektów. Faktem jest, że dużo się o nich mówi, ale dane są bezwzględne. Podobnie na dostępnym dla każdego indiegogo.com – uruchomionych zostało ponad 100 000 projektów, ale success rate z pewnością jest zdecydowanie niższe, niż na KS.
„Miła, padnij” to bardzo dobry przykład pomysłu nadającego się do finansowania społecznościowego:
- dobrze przygotowany opis,
- racjonalny cel finansowy,
- ciekawe bonusy za wsparcie,
- wiarygodny i zaangażowany twórca,
a przeszkadza chociażby trudna tematyka. A to, że nie porwie mas? Co z tego! Praktycznie wszystkie projekty, które zakończyły się sukcesem na polskich portalach były lokalne, niszowe, niemasowe – a jednak zostały wyeksponowane, zainteresowały szerszą społeczność i uzyskały jej wsparcie. Malkontenci, jak Kamil Ostrowski piszący na antyweb.pl o polskich żebro-projektach nie rozumieją istoty crowdfundingu. A to, że na polskich platformach nie ma projektów technologicznych, produktów o rewelacyjnym dizajnie i funkcjonalnościach wynika min. z faktu, że po prostu Polska z takich pomysłów nie słynie. Najlepszym projektom łatwo jest też pozyskać inwestora i nie martwić się rezultatem kampanii.
Zasadniczo uważam, że prawo pojazdu po czyimś pomyśle i formie jego realizacji, powinno przysługiwać tym, którzy pokazali jak zrobić to lepiej. Zgadzam się natomiast, że wycena i jakość nagród w wielu projektach pozostawiają wiele do życzenia (choć nie jest to proste). Kickstarter jest po prostu drogi, ale w Polsce dominuje dozgonna wdzięczność, podziękowania (tam, gdzie wpłaty to darowizny) i dystrybucja cyfrowa.
Uważam też, iż musi wzrosnąć zrozumienie dla wysokości celów finansowych. Większość ludzi nie wie ile kosztuje produkcja filmu, wydanie książki, czy nagranie płyty. Należy więc minimalizować budżety i uatrakcyjniać wartość nagród, także pod względem cenowym, ale pewne koszty nie są możliwe do przeskoczenia.
A wszystkim tym, którzy wynoszą kickstartera na piedestał, polecam sprowadzenie na ziemię i chwilę zabawy podczas przeglądania najgorszych projektów z kickstartera.
Jasne że prawo powinni mieć ci którzy robią coś lepiej, ale…! Sami tego nie robią bo nie mają czasu tylko wola robić… Dwa: głupio się wywyższać. Trzy: hejterzy zrobią to za nich 😉