Nie od dziś wiadomo, że każda tragedia, rozlew krwi, czy wojna jest pożywką dla mediów. Po ostatniej katastrofie kolejowej na miejsce wypadku przyjechali natychmiast politycy pierwszej linii, media pokazywały obrazy tej masakry, a wirtualna polska przygotowała w kilka godzin wizualizację wypadku. Każdy musi mieć najbardziej krwawy obraz, żeby w ogóle się przebić w temacie, o którym mówią wszyscy.
Temat był obecny przez kilka dni oczywiście także w internecie, który tym bardziej nie ma żadnych granic w zakresie prezentacji treści. Nie uważam zachowań wielu dziennikarzy i producentów telewizyjnych wiadomości za w pełni etyczne, ale jest pewna granica dobrego smaku, którą przekroczyło money.pl na facebook’u.
Po przygotowaniu artykułu o katastrofie, osoba zajmująca się oficjalnym profilem oczywiście postanowiła go dodać (i słusznie) i skomentować, zgodnie z zasadą zaangażowania fanów zadając pytanie.
Wpis został usunięty po 6 minutach, po tym jak zainteresowanie dotyczyło pierwszego komentarza (kilkanaście lajków). Osoba odpowiedzialna chyba zdała sobie sprawę, że przesadziła. I to grubo przesadziła. Nie muszę dodawać, że osoby bliskie uczestników katastrofy miały ważniejsze sprawy w tej tragicznej sytuacji, niż dyskusja z moderatorem mediów społecznościowych portalu. Zastanawiam się właściwie, dlaczego w swojej bezczelności nie zaapelowali o przesłanie kilku fotek z miejsca zderzenia pociągów.
Media społecznościowe rządzą się podobnymi prawami jak media elektroniczne i tradycyjne. Ale jestem przekonany, że ani telewizja, ani żaden portal informacyjny nie dopuściłby do publikacji tak idiotycznego komentarza w tak poważnej sprawie…
Money.pl please…