Maja Baczyńska osiągnęła cel finansowy 3 tygodnie przed końcem czasu. Opowiada o swoich odczuciach z tym związanych, planach i historii niezwykle ambitnego projektu.
Karol Król:Czym zajmujesz się na co dzień?
Z wykształcenia jestem muzykiem po ukończeniu Uniwersytet Muzycznego Fryderyka Chopina oraz scenarzystą i reżyserem po Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie. Obecnie kontynuuję naukę na studiach podyplomowych w Laboratorium Reportażu na Uniwersytecie Warszawskim, co pozwala mi jeszcze pełniej łączyć ze sobą w całość wszystkie moje zainteresowania.
Sporo nauki, realizujesz się też w praktyce?
To wszystko w pewnym momencie zaczęło się pięknie układać w jedną układankę. Np. wywiady radiowe czy prasowe, jakie przeprowadzałam z kompozytorami służą mi jako materiał pomocniczy w realizacji projektu filmowego „Portrety kompozytorów”, w ramach którego ma powstać cały cykl dokumentów o młodych, polskich twórcach muzyki współczesnej i filmowej. Z kolei do spektaklu teatralnego „Dziwnotwór” (wg mojego scenariusza, do autorskich tekstów poetyckich i dramatycznych i w mojej reżyserii), muzykę napisali kompozytorzy muzyki współczesnej, absolwenci UMFC w Warszawie. Ostatnio pracuję nad cyklem opowiadań i wierszy inspirowanych ich muzyką. Bardzo bym chciała nakręcić kiedyś dokument o niepełnosprawnych muzykach, których zdarza mi się na co dzień uczyć i o których pisałam m.in. dla dwutygodnika „Artpapier”. I tak dalej, i tak dalej…Z tego punktu widzenia patrząc, muzyka, film i pisanie w mojej „pracy twórczej” współistnieją, wszystko się ze sobą miksuje w tzw. „słusznym celu”. To jest jak niezwykła podróż wśród niezapomnianych ludzi, miejsc i zdarzeń – za każdym razem znajdujesz coś nowego, potem wracasz do domu, oglądasz wszystko, zastanawiasz się, zbierasz w całość wszystkie swoje refleksje i potem nagle to z ciebie „wypływa” w jakimś kolejnym artystycznym projekcie. Moim zdaniem ta zasada odnosi się zarówno do życiowych doświadczeń, jak i do pasji (trwałych) czy fascynacji (przelotnych). Dlatego warto mieć „oczy i uszy otwarte”. Ważne jednak, by być konsekwentnym w podążaniu wybraną drogą, żeby nie zatonąć w mnogości dostępnych rzeczy, trzeba rozumieć czemu służą, umieć skorzystać z odpowiednich narzędzi, jakie mogą (lub nie) stanowić.
Co jest celem Twojego projektu „Miła, padnij” na beesfund.com?
Celem jest wydanie filmu dokumentalnego „Miła, padnij!” na DVD i rozesłanie go po różnych instytucjach (w tym instytutach polonijnych, bibliotekach, mediach, kinach, szkołach i uczelniach) w Polsce i na świecie. Bardzo nam zależy na jak najbardziej profesjonalnej formie promocji filmu – zarówno z uwagi na fakt, że realizacji obrazu podjęli się studenci i absolwenci uczelni filmowych i muzycznych z kilku miast Polski, jak i ze względu na tematykę filmu. „Miła, padnij!” to filmowy portret śp. Teresy Lewtak-Stattler ps. „Mirka”, „Miła”, tak się składa, że akurat mojej babci.
Natomiast w gruncie rzeczy historia opowiedziana w filmie może być odbierana jako symbol losów wielu Polaków i myślę, że w tym kontekście jest nośnikiem pewnego systemu wartości, który warto, by przetrwał próbę czasu. W filmie wykorzystane są też utwory Bogny Lewtak – Baczyńskiej do słów Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (i w jej wykonaniu), co stanowi dodatkowy walor artystyczny. Chcielibyśmy, by dokument „Miła, padnij!” mógł promować najpiękniejsze karty polskiej historii i kultury.
Kto stoi za tą produkcją?
Ten film zrobili ludzie młodzi, urzeczeni opowieścią o młodej dziewczynie, łączniczce Powstania Warszawskiego, która – w wyniku wielu bardzo trudnych życiowych doświadczeń – przeobraża się w silną, dojrzałą kobietę, swojego czasu Warszawiankę Roku 1977, a następnie odchodzi w pewnym cieniu jako bardzo schorowana starsza pani. Tymczasem to właśnie takie osoby jak ona nie powinny odchodzić w zapomnieniu, zasługują na to, by młodzi mogli czerpać z ich wiedzy i doświadczeń.
Wierzę, że w tym tkwi siła wymiany międzypokoleniowej. Warto siebie słuchać i opowiadać, moje pokolenie być może również kiedyś będzie pragnęło być wysłuchane, nawet jeśli nie zawsze będzie miało tyle do opowiedzenia, co ciężko doświadczone przez wojnę pokolenie mojej babci. Dziś naszą rolą jest słuchać, by te opowieści miały szansę przetrwać i by – wzbogacone o nasze refleksje i własne historie – móc przekazać dalej następnym pokoleniom…W tym wszystkim najważniejszy jest człowiek i więzi, jakie wytwarza z innymi oraz jego dojrzewanie i w pewnym sensie takie „hartowanie ducha”.
To trudny projekt, skąd pomysł na korzystanie z finansowania społecznościowego?
Po skończeniu szkoły filmowej, z uwagi na ciężki stan zdrowia Teresy Lewtak-Stattler [zmarła na początku zdjęć do filmu – przyp. Red.], musieliśmy bardzo szybko przystąpić do realizacji projektu. Nie było czasu na pozyskanie sponsorów. Ponadto dla debiutantów nie jest to wcale łatwe zadanie. Za to po nakręceniu własnymi siłami pierwszej wersji filmu udało nam się zdobyć patronat: Muzeum Powstania Warszawskiego, Fundacji Filmowej AK, Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego, Magazynu Historycznego „Mówią Wieki”, magazynu filmowego Cinema.pl, Akademickiego Radia Kampus 97,1 FM oraz Fundacji Nasza Przestrzeń (Gdańsk). To był ogromny krok naprzód. Później przyszedł czas na pokazy, odbyło się ich ok. 15 w różnych miastach Polski, w Muzeum Armii Krajowej im. gen. E. Fieldorfa „Nila” w Krakowie, w Warszawie m.in. w Centrum Edukacyjnym IPN (pokaz organizowany przez Klub Historyczny im. S. Roweckiego „Grota”), w Centrum Sztuki Współczesnej (Kino.Lab), w ramach Przeglądu Kina Młodych Twórców w Kinie Alchemia, w budynku PAST-y, w Muzeum Powstania Warszawskiego. Pokazy miały miejsce także w Gdańsku i w paru innych miejscach, na tę chwilę wstępnie planujemy projekcje w Toruniu i w Lublinie. Po życzliwym przyjęciu przez widzów, a także przychylnej recenzji np. w „Innych Obliczach Historii”, trzeba było sobie zadać pytanie, co z tym filmem zrobić dalej. Naszym pierwszym marzeniem było, aby projekt mógł być pokazywany także za granicą, aby dotrzeć z nim do jak największej liczby odbiorców, zwłaszcza młodych, a także do środowisk polonijnych czy instytucji promujących Polskę poza granicami naszego kraju. To jednak wymagało stworzenia kilku wersji językowych, przede wszystkim angielskiej i odpowiedniej promocji. Produkcja płyt DVD oraz przygotowanie tłumaczeń, grafik i in. wiązała się z kosztami, na które nie mogliśmy sobie pozwolić. Z kolei naszym drugim marzeniem było, aby w przyszłości móc realizować więcej tego typu projektów – dokumentów o wartościowych ludziach, o polskiej historii i kulturze widzianej oczyma „zwykłych – niezwykłych” ludzi.
Jeśli jednak chcesz być traktowany poważnie, musisz mieć na koncie jakieś „osiągnięcia” w branży i profesjonalnie przygotowane portfolio, płytka wypalona na komputerze i przekazywana metodą „pantoflową” to czasem za mało, by móc się z jakąkolwiek inicjatywą dalej przebić.
I właśnie jakoś wtedy poznałam na spotkaniu w galerii „Kordegarda” Arkadiusza Regieca i zaczęliśmy rozmawiać o finansowaniu społecznościowym…efekty tej rozmowy widać dziś na Beesfund.
Udało się zebrać niezbędne środki na długo przed zakończeniem projektu, jak do tego doprowadziłaś?
Historia powstania i promocji „Miła, padnij!” to jedna z najpiękniejszych, jakie mi się w życiu przydarzyły. Ja nadal nie do końca wierzę w to wszystko, co się wokół tego projektu dzieje, aż boję się, że kiedyś się z tego snu obudzę. Dla mnie to jakiś cud – cudem jest życzliwość ludzi i piękne gesty i akty dobrej woli, jak np. wsparcie Konfraterni Orderu Św. Stanisława czy Zespołu Bojowego C Jednostki Wojskowej Komandosów, spadkobierców tradycji m.in. Batalionu „Parasol” AK, którzy przeprowadzili zbiórkę na rzecz naszego filmu i wsparli solidną kwotą…
Niezwykłe jest, jak wiele ciepłych słów słyszymy zewsząd oraz oczywiście setki „cegiełek” od osób prywatnych, które zdecydowały się kupić nasz film w przedsprzedaży, wykupić udział w warsztatach filmowych, możliwość realizacji reportażu radiowego ze wskazaną osobą czy zwyczajnie „dorzucić się” do projektu, uznając inicjatywę samą w sobie za wartościową. To sprawia, że odżywa we mnie wiara w ludzi i w ich dobry potencjał, jaki w każdym z nas drzemie. Okazuje się, że wielu z nas ma w sobie ogromną wrażliwość, potrzebę poszukiwania spraw ważnych, trwałych i szlachetnych, czy po prostu wartych namysłu, ale nie zawsze zyskuje możliwość by takie poszukiwania rozpocząć. My jako twórcy szukamy tego wszystkiego, zaczynając kolejny projekt, odbiorcy – zapoznając się z nim po skończeniu. Czasem stanowi to źródło dalszych inspiracji. To wspaniale patrzeć jak coś – w odczuciu wielu osób – dobrego się rozprzestrzenia, każdy może czuć się wtedy potrzebny i może się utożsamić z osobami, które dana rzecz z równą mocą porusza. W ten sposób człowiek może i uciec od rutyny życia, i poczuć się nieco mniej samotnym – uczestniczy w czymś istotnym dla większej grupy ludzi.
Jakie to uczucie być projektodawcą?
Prawdę mówiąc, staram się więcej myśleć o samym projekcie niż o tym, że akurat jestem jego projektodawcą. Nie chciałabym swoimi uczuciami przykryć samej inicjatywy. Natomiast oczywiście – poza ogromną odpowiedzialnością – jest super. Mam nadzieję, że projektów w przyszłości będzie więcej i więcej. Moich i wszystkich tych, którzy mają do przekazania jakiś istotny komunikat. Zwłaszcza w tym naszym zabieganym, współczesnym świecie.
Mam nadzieję, że takie projekty sprawią, że tzw. „plastikowa” współczesność okaże się dla każdego na swój sposób taką „kopalnią spraw wyjątkowych”, że sprawy „głębsze” zaczną się łączyć z pozytywnym odpoczynkiem od otaczającego nas zgiełku.
Zachęć czytelników crowdfunding.pl do wsparcia projektu.
Bardzo serdecznie zachęcam do wsparcia projektu „Miła, padnij!”. Udało nam się już zebrać środki na wydanie DVD, jednak tylko od Was zależy, czy powstaną kolejne wersje językowe. Chcielibyśmy by prócz angielskiej powstała także francuska i hiszpańska, by to co ważne w naszej historii i kulturze miało szansę dotrzeć do jak najszerszego kręgu odbiorców na całym świecie.
A poza tym…mamy naprawdę fajne nagrody dla każdego Wspierającego!
Wesprzyj „Miła, padnij” na beesfund.com
Fot. Piotr Pawluk
2 komentarze